Czego szukasz?
Liczba ofert: 8
Miejsce wizytówki w rankingu zależy od różnych parametrów, w tym od opłat płaconych przez usługodawców, dowiedz się więcej.
W 2007 lub 2008 roku byłem na weselu. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem fotografa weselnego. Rzadko bywałem na weselach i nie spotykałem się z tym nigdy wcześniej. Zamiast patrzeć na Parę Młodą, cały czas spoglądałem właśnie na fotografa – byłem bardzo zainteresowany tym, jak zmienia obiektywy w zależności od sytuacji, jak pracuje „w tle”, stara się nikomu nie przeszkadzać. Aczkolwiek z perspektywy czasu widzę jakie popełniał błędy, zwłaszcza w trakcie robienia zdjęć z użyciem lampy błyskowej oraz w trakcie pierwszych minut przyjęcia. W trakcie takiego spoglądania zrodziła się w mojej głowie myśl „ciekawe jak on to zrobił”, w sensie, jak został fotografem ślubnym. I wtedy się zaczęło. Zaraz po powrocie zacząłem czytać o fotografii ślubnej.
Na pewno budowa portfolio oraz pozyskiwanie klientów. Zerowe doświadczenie, słaby sprzęt oraz brak znajomości na pewno nie pomagały. Pierwszych klientów pozyskałem pokazując może 10 zdjęć ślubnych, reszta to były sesje portretowe oraz plenerowe. Wiedzieli, że to byłby mój pierwszy ślub za pieniądze. Dali mi szansę. W zeszłym sezonie spotkałem ich na weselu. Bałem się rozmowy z nimi ponieważ byłem pewny, że z perspektywy czasu, tamte zdjęcia przestały im się podobać. Jednak powiedzieli mi, że nadal są zadowoleni oraz, że obserwują mnie na portalach społecznościowych i widzą ogromną zmianę w mojej pracy. Jak sobie radzę z pozyskiwaniem klientów? Oczywiście media społecznościowe, portal wedding.pl oraz niezastąpiona „poczta pantoflowa”.
Odpowiedź brzmi trywialnie – należy robić dobre zdjęcia. Dobra praca sama się w pewnym stopniu obroni. Co bym dodał do tego? Dużo pokory. Cierpliwości. Wiary w siebie. Dużo skupienia. Nauczyłem się, że w trakcie danego wydarzenia np. w trakcie ślubu, nawet jeśli są przerwy to nigdy, ale to nigdy nie ma się tak naprawdę przerwy. Nie wierze w stwierdzenie „teraz się nic nie dzieje, mamy chwilę wolnego”. Zawsze coś się dzieje, ktoś się śmieje, ktoś rozmawia z Parą Młodą itp. Zawsze jest okazja do uchwycenia ciekawego momentu. Coś jeszcze? Podejście do klienta. Mam nadzieję, że potrafię traktować klientów nie jak „osoby, dzięki którym opłacę rachunki”, lecz jak…ludzi. Tak po prostu. To może być ich ślub, chrzciny ich dziecka lub sesja plenerowa. Chcą abym uwiecznił ważny dla nich moment. Moment ważny dla człowieka. Joe Buissink powiedział w jednym z filmów o swojej pracy, że „tort będzie zjedzony, zespół weselny schowa instrumenty i pojedzie. Zdjęcia pozostaną”. Klientów trzeba szanować, trzeba im pomagać, doradzać (ale nie wtrącać się) i nade wszystko – rozmawiać jak człowiek z człowiekiem.
Mógłbym wymieniać bez końca. Joe Mcnally – mistrz światła. Uwielbiam jego zdjęcia. Rob Heyman – uroczy starszy Pan, który robi piękne sesje rodzinne. Yervant – ciekawe podejście do zdjęć ślubnych. Oraz bezapelacyjnie – mój numer jeden – Joe Buissink. Dzięki niemu mam chyba namiastkę jego stylu pracy. Nie mówię o jakości prac, ale o samym podejściu do tego zawodu. Praca z ukrycia, brak ingerencji w przebieg dnia ślubu, wszystko ma się toczyć swoim życiem. Ja jako fotograf mam obserwować i polować na ujęcia. Uwielbiam być niezauważany, kiedy ludzie nie wiedzą nawet, że w pobliżu jest fotograf.
Żartujcie. Zauważyłem, że kiedy wprowadza się śmieszną atmosferę to stres odrobinę przechodzi. Czasami trzeba powiedzieć mało wyszukany żart, czasami trzeba pomóc zawiązać krawat (tak, często mi się to zdarza). A czasami wystarczy się spojrzeć, uśmiechnąć i powiedzieć „będzie dobrze”. Co jeszcze? Czasami nie warto przejmować się planowaniem. Wiadomo, pewne elementy muszą być zaplanowane. Ale niektóre – niech toczą się własnym życiem, a Wy Młodzi – improwizujcie. Tak jak często improwizujemy w życiu. Raz się żyje.
Niech pytają się o wszystko. Zawsze staram się rozwiać każdą wątpliwość. Zawsze jestem w stanie się po ludzku dogadać. Zawsze w miarę możliwości pomogę czy doradzę. Zawsze uszanuje ich decyzję oraz wybory. Ponieważ tak jak oni – też jestem człowiekiem.